środa, 11 listopada 2015

2.2


*Justin's POV*

Zacząłem współpracować z Parkerem odkąd pomógł mi pozbyć się Luke'a. Jestem bardzo wdzięczny za to co dla mnie zrobił, na początku obawiałem się wchodzić z nim w jakąkolwiek spółkę ale teraz muszę przyznać,że praca z tym chłopakiem jest bardzo owocująca. Nie jestem zobowiązany do niczego, pomagam tylko przy przesyłce towaru czasem przy większych akcjach, zgarniam za to całkiem niezłe pieniądze a co najważniejsze mam zapewnione bezpieczeństwo Emily.
- Pobudka! - Potrząsnąłem głową wyrywając się z zamyśleń i zmarszczyłem brwi czując niewielki ból w okolicach żołądka spowodowany uderzeniem od skrzyni pełnej broni. Spojrzałem na Parkera i uśmiechnąłem się wzdychając.
- Sorry, chodzę dzisiaj jakiś zamyślony. - Mruknąłem kładąc towar na pace samochodu i oblizałem wargi otrzepując dłonie.
- Ciężki wieczór czy może raczej bardzo wyczerpujący? - Poruszył brwiami śmiejąc się na co uderzyłem go z pięści w ramie i zakryłem wszystkie skrzynie ogromną płachtą a następnie oparłem stopę o zderzak samochodu.
- Po prostu jestem zmęczony,ok? Nie naciskaj. - Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i westchnąłem cicho widząc ich niewielką ilość. Ostatnio bardzo dużo palę, jeszcze więcej niż zwykle, może jest to po prostu związane ze stresem. Od jakiegoś mam bardzo dziwne przeczucie,że wydarzy się coś złego i w głębi serca mam nadzieje,że to tylko cholernie głupie przeczucie. Gdy byłem już praktycznie przy gwizdku papierosa, Parker zawołał mnie gestem dłoni do furgonetki. Przeładowałem karabin, zgniatając przy tym stopą peta i wsiadłem do samochodu. Dzisiejsza przesyłka ma dotrzeć do South Village, miasteczko oddalone o kilkadziesiąt kilometrów przez co wrócę późno w nocy, ze względu na to,że powoli zapada zmrok. Nie przeszkadza mi jazda z dostawami ale minusem są zawsze dni i godziny, zwykle gryzą się one z moimi planami. Jutro odbywa się impreza halloweenowa na którą wybieram się razem z Emi, przyjemna potańcówka w przebraniach. Nie chciałem iść ale Emily mnie namówiła, ponieważ nie chciała przepuścić zaproszeń, które gdzieś tam dostała. 
Po prawie trzech godzinach jazdy dotarliśmy na miejsce, tym razem nie było to kolosalny magazyn lecz zwykła chatka w głębi lasu. Od razu poczułem niepokój widząc bardzo puste otoczenie, zwykle w takich miejscach już kilometr przed stoją jacyś ludzie, którzy obserwują teren przed wizytą niechcianych gości.
Parker kiwnął głową na co wysiadłem z samochodu, ściskając w dłoni broń. Nagle oślepiło mnie mocne światło pochodzących z  reflektorów postawionych za chatą, zasłoniłem oczy ręką marszcząc brwi próbując coś widzieć. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do silnego światła, opuściłem ramię i zauważyłem trzech mężczyzn idących w naszą stronę.
- Johnson! Jak przyjemnie tutaj, nikt by Cię nie znalazł. - Zaśmiał się Parker opierając o maskę samochodu po czym wyprostował się aby przywitać z łysym mężczyzną.
- Nowy przydupas? - Spytał oschłym głosem patrząc na mnie i splunął na co momentalnie zacisnąłem szczękę, spinając przy tym każdy mięsień w swoim ciele. Parker poklepał go po ramieniu z uśmiechem patrząc w moją stronę. -
- Nie, spokojnie. To Justin, jest bardzo bystry w tych sprawach, może nam dużo pomóc. -
- Oh czy to ten Justin? Justin Bieber, który przyłożył rękę do śmierci mojego ulubieńca? - Zaśmiał się podchodząc do mnie i poklepał mnie po ramieniu, chowając swoją broń na paskiem od spodni. Skinąłem głową patrząc uważnie na mężczyznę i pociągnąłem nosem nie rozluźniając uścisku na broni.
- Dobrze Cię mieć w swoich szeregach! Nigdy nie lubiłem tego gnoja, swoją drogą zawsze chciałem zrobić to osobiście ale po co brudzić sobie ręce? - Mruknął z uśmiechem na co dwaj jego podwładni zaśmiali się a ten tylko skarcił ich wzrokiem. Rozglądając się kątem oka zauważyłem jak trzymają oni dłonie na swoich spluwach, dodatkowo za domem postawiony był samochód, który na pewno nie był pusty. Johnson, bo tak się chyba nazywa, złapał za ciężką płachtę i zrzucił ją na ziemie. Widząc kilka dużych skrzynek, zaklaskał w dłonie uśmiechając się szeroko.
- Forsa! - Krzyknął z uśmiechem patrząc na nas, poprawiając swoją marynarkę.
Gdy tylko otworzył wszystkie skrzynki i zaczął przeglądać broń, coś poszło nie tak. Z jego twarzy zszedł uśmiech i zawitał gniew albo raczej rozwścieczenie, spojrzał najpierw na mnie a następnie na Parkera zaciskając szczękę tak mocno,że z łatwością mogłem policzyć żyły na jego twarzy.
- Żartujecie sobie ze mnie?! - Warknął ze złością wyciągając broń a następnie podszedł do nas, gdy tylko chciałem sprawdzić co jest nie tak z przesyłką, ogromny facet  złapał mnie za ramie i wykręcił je do tyłu, przez co wypuściłem swój karabin.
- Przecież wszytko jest tak jak ustalaliśmy, przywieźliśmy towar a teraz ty daj nam kasę. - Mruknął pewny siebie z uśmiechem Parker, Johnson uśmiechnął się kiwając głową na co odetchnąłem, obserwując całą sytuację z głowa praktycznie przyciśniętą do ziemi. Po chwili mężczyzna z całej siły uderzył Parkera, który wpadł na maskę samochodu krzywiąc się.
- Doskonale wiesz,że mnie nie wolno oszukiwać! Dlaczego trzy jebane skrzynki są puste? - Wrzasnął głosem przepełnionym jadem. Osobiście nie miałem szansy sprawdzić zawartości tych skrzynek ale Parker zapewniał mnie co w nich jest, niemożliwe jest aby ktoś tutaj próbował kogoś oszukać.
- To musi być jakaś pomyłka! Jestem pewny,że to się da jakoś wyjaśnić tylko nas puśćcie! - Syknął prostując się i splunął krwią a następnie złapał się za bolącą szczękę, wyrwałem się patrząc na wytatuowanego dryblasa, który nawet nie drgnął. Od razu zauważyłem,że są oni podporządkowani Johnsonowi, robią wszytko co mówi, nawet oddychają i mrugają za pozwoleniem. Najprościej mówiąc, chodzą jak w zegarku.
- A co tu wyjaśniać? Oszukałeś mnie i to kolejny raz a wiesz jak bardzo nie lubię oszustów. -
- Wiesz jak kończę z oszustami! - Syknął przyciskając głowę Parkera do maski furgonetki i przystawił broń do jego skroni na co zmarszczyłem brwi robiąc krok w przód. -
- Hej! Nikt Cię nie oszukał, w magazynie mamy tysiące takich pudeł, na pakę poszły te co nie trzeba. - Mruknąłem spokojnym głosem podchodząc bliżej jednak mężczyzna zamachnął się całej siły i uderzył mnie bronią w twarz. Gdy tylko upadłem na ziemię i zauważyłem jego skinięcie głową, od razu wiedziałem co się święci. Nie minęła nawet minuta a dwóch jego przydupasów dopadło mnie i zaczęło okładać po całym ciele. Próbowałem się bronić, jednak to nic nie dało bo byli ode mnie dwa razy więksi. Zakrywałem głowę rękoma kuląc się, czułem ból w każdej części ciała i dosłownie słyszałem odgłos moich łamanych żeber. Po chwili odpuścili, opadłem na brzuch próbując złapać oddech i splunąłem krwią.
- Następnym razem pójdziecie w ślady przyjaciela. - Johnson rzucił oschle patrząc na nas i wsiadł do swojego samochodu i odjechał zostawiając nas ledwo żyjących. Podniosłem się powoli i zachwiałem łapiąc za żebro po czym syknąłem czując ogromny ból, który przeszedł moje ciało gdy tylko zrobiłem jeden krok.
- Wstawaj. -Syknąłem przez zęby popychając Parkera nogą i oparłem się o maskę patrząc na chłopaka, który ledwo podnosi się do pozycji siedzącej. Wyjąłem telefon z kieszeni drżącą dłonią i zmrużyłem oczy próbując wyostrzyć wzrok po czym krzyknąłem z frustracji zauważając że nie ma zasięgu.
- Zabije Cię! - Splunąłem ze złością i otarłem krew z twarzy, łapiąc się za żebro. Cofam wszystkie słowa jakie wypowiedziałem o zaletach pracy z tym gnojkiem.
________________________________________________

IM BACK....((AGAIN))!!!!!!!!
Wiem,że nie było mnie tutaj bardzo długo i jak pisałam w notce informacyjnej nie mam na to żadnego wytłumaczenia! Lecz z ręką na sercu upewniam Was,że wracam! Postanowiłam wrócić i zakończyć swoją robotę, nie czułabym się dobrze, gdybym zostawiła to opowiadanie od tak przerwane, czułabym się też nie fair w stosunku do Was, a to przecież dzięki WAM tutaj jestem. Ze względu na szkołę nie mogę Wam obiecać,że rozdziały będą się pojawiały co tydzień jak kiedyś ale na pewno będą się pojawiać ona częściej niż z kilkumiesięczną przerwą. Mam nadzieję,że wybaczycie mi moją nieobecność i że nadal będziecie czytać moje opowiadanie, chciałabym wrócić do statystyk jakie były na tym blogu sprzed mojej przerwy. Wiem,że jesteście w stanie to zrobić! Dziękuję Wam za wytrwałość i wsparcie, jesteście najlepsi!!!

MINIMUM 5 KOMENTARZY ABY POJAWIŁ SIĘ NASTĘPNY ROZDZIAŁ!!! 

POKAŻCIE,ŻE TU NADAL JESTEŚCIE I KOMENTUJCIE!!!!!!! 

9 komentarzy:

  1. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę że wróciłaś. Nie oczekuj od nas komentarzy od razu. Napewno z czasem zjawi się więcej osób :D Rozdział świetny i czekam na kolejne. Powodzenia <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę że wróciłaś. Nie oczekuj od nas komentarzy od razu. Napewno z czasem zjawi się więcej osób :D Rozdział świetny i czekam na kolejne. Powodzenia <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo się cieszę że wróciłaś. Nie oczekuj od nas komentarzy od razu. Napewno z czasem zjawi się więcej osób :D Rozdział świetny i czekam na kolejne <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opowiadanie pisze od ponad roku a komentarzy jest coraz mniej :)

      Usuń
  4. Niby znowu wracasz z opowiadaniem, a mija miesiąc i nie ma kolejnego rozdziału :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z GÓRY POWIEDZIAŁAM,ŻE ROZDZIAŁY TAK JAK KIEDYŚ CZYLI CO TYDZIEŃ DWA NIE BĘDĄ SIĘ POJAWIAĆ BO NIE MAM ZBYT DUŻO CZASU...

      Usuń
  5. To opowiadanie jest świetne, przeczytałam dziś całe. Chętnie zostanę. Ale nie dziw się że nie masz ludzi.. nie prowadzisz bloga regularnie, a i rzadko wstawiasz coś nowego a to zniechęca :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NIE NARZEKAM NA BRAK LUDZI PONIEWAŻ MOI STALI CZYTELNICY NADAL ZE MNĄ SĄ I TO NA NICH MI ZALEŻY. KIEDYŚ DODAWAŁAM CO TYDZIEŃ ALE NIESTETY TERAZ JUŻ NIE MAM TYLE WOLNEGO CZASU, JEŻELI MASZ Z TYM PROBLEM TO PRZEPRASZAM...

      Usuń