sobota, 18 października 2014

18


* Emily's Pov *

- Pomocy! Niech ktoś zadzwoni na pogotowie! - Wrzasnęłam przez płacz rozglądając się po gapiach stojących wokół nas. Spojrzałam na Justina a po moich policzkach spłynęło więcej łez. Ciało chłopaka leżało bezwładnie na ulicy a jego twarz była cała zakrwawiona. Na jego głowie była głęboka ranna bo to właśnie z niej wypływała duża ilość krwi.
- Proszę, nie rób mi tego. - Wyszlochałam opierając czoło o klatkę piersiową szatyna czując jego nierówny oddech, złapałam dłoń chłopaka i ścisnęłam ją patrząc na niego ze smutkiem. W jednej chwili moje życie stanęło na głowie, to ja powinnam tutaj leżeć a nie Justin. Jeśli coś mu się stanie lub co gorsze stracę go to nie wybaczę sobie tego do końca życia. W pewnym momencie podszedł do nas starszy mężczyzna po czym położył dłoń na moim ramieniu. 
- Powinna się panienka od niego odsunąć, pogotowie zaraz będzie. - Mruknął z troską w głosie patrząc na mnie. Pokręciłam głową patrząc na starszego pana w czarnym berecie po czym pociągnęłam nosem i ponownie spojrzałam na Justina, kładąc delikatnie dłoń na jego policzku. 
- Nie zostawiaj mnie. - Szepnęłam przez łzy patrząc na chłopaka. Nachyliłam się i musnęłam delikatnie usta chłopaka a moja łza spadła na jego policzek po czym otarłam ją delikatnie. W tle można było usłyszeć pełno komentarzy o tym co się wydarzyło od osób, które stały na ulicy i przypatrywały się całej sytuacji. Podniosłam wzrok i zobaczyłam jak zza rogu odjeżdża poobijany, czarny samochód. Jestem pewna,że za tym wszystkim stoi Luke. Po kilkunastu minutach pogotowie przyjechało na miejsce. Sanitariusze próbując dostać się do Justina odepchnęli mnie na bok przez co kompletnie nie widziałam co się z nim dzieje. 
- Tracimy go, musimy jak najszybciej zabrać go do szpitala. - Usłyszałam po chwili głos jednego mężczyzny a serce stanęło w moim gardle. Pociągnęłam nosem a po moich policzkach spłynęło więcej łez. 
- Co z moim chłopakiem? - Spytałam próbując dostać się do jednego z lekarzy. Mężczyzna podniósł się i spojrzał na mnie wzdychając. Przełknęłam ślinę i otarłam policzek rękawem od kurtki. 
- Musimy zabrać go jak najszybciej do szpitala. - Mruknął patrząc na mnie z troską i spojrzał jak sanitariusze kładą Justina na nosze, spojrzałam na chłopaka przykładając dłoń do moich ust w szoku i pociągnęłam nosem.
- Możesz jechać z nami. - Kiwnęłam głową i wsiadłam za mężczyznami do karetki po czym złapałam dłoń Justina i zaczęłam gładzić ją kciukiem. To jest właśnie jeden z tych momentów, których bałam się najbardziej. Ponowne stracenie bliskiej osoby. Justin stał się najważniejszą osobą w moim życiu i nie pozwolę aby coś mu się stało. Nie poradziłabym sobie bez niego. To on stał się dla mnie wsparciem, którego szukałam przez wiele lat. To on pomaga mi w najtrudniejszych momentach mojego życia. Nie wybaczę sobie jeśli stanie mu się coś poważnego, nie wybaczę sobie nawet tego,że to Justina potrącił ten samochód a nie mnie. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do szpitala, od razu po wejściu do niego zbiegła się do nas masa lekarzy, którzy zabrali Justina do jakiejś sali a ja zostałam sama na korytarzu. Osunęłam się po ścianie na podłogę i schowałam twarz w kolanach płacząc cicho. Ścisnęłam w dłoniach szalik szatyna po czym przytuliłam się do niego zaciskając powieki. Wciągnęłam delikatny zapach chłopaka i zaczęłam cicho szlochać siedząc na podłodze na szpitalnym korytarzu. Minęło kilka godzin odkąd siedzę w poczekalni czekając na jakiekolwiek wieści od lekarza. Może to dziwne ale kompletnie nie miałam siły aby zadzwonić do kogokolwiek, nawet do taty. Teraz liczyło się tylko zdrowie Justina, nic więcej. Podniosłam głowę poprawiając włosy i pociągnęłam nosem widząc czarnoskórą pielęgniarkę idąc w moją stronę. Kobieta usiadła na fotelu na przeciwko mnie z lekkim uśmiechem i wręczyła mi kubek z kawą. Posłałam kobiecie lekki uśmiechem trzymając  kubek w drżącej dłoni i napiłam się. 
- To Ty jesteś dziewczyną tego chłopaka z wypadku? - Spytała patrząc na mnie uważnie. Pokiwałam głową i pociągnęłam nosem patrząc na kobietę po czym odwróciłam wzrok powstrzymując łzy.
- Jestem Dina. Widzę,że siedzisz tutaj sama, chciałam Cię jakoś wesprzeć. - Mruknęła kładąc dłoń na moim kolanie. -
- Dziękuję. Jestem Emily. - Mruknęłam cicho i spojrzałam na kobietę zmęczonym wzrokiem. Kobieta wyciągnęła z kieszeni swojego fartucha paczkę chusteczek po czym podała mi ją. Uśmiechnęłam się lekko biorąc jedna i wytarłam nos po czym usiadłam wygodnie. 
- Wie Pani co się dzieje z Justinem? - Spytałam cicho patrząc na pielęgniarkę z nadzieją,że odpowie mi na moje pytanie. Dina westchnęła cicho patrząc na mnie z żalem i pokręciła głową.
- Niestety nie kochanie, jeśli Tylko będę coś wiedziała to od razu Cię o tym poinformuję. - Mruknęła i usiadła na fotelu obok mnie po czym objęła mnie ramieniem. 
- Powinnaś odpocząć, widzę,że jesteś bardzo zmęczona. Zajmiemy się twoim chłopakiem. - Usłyszałam w głosie kobiety troskę, pokręciłam głową i uśmiechnęłam się lekko patrząc na nią. 
- Nie, wolę zostać z nim. To przeze mnie tutaj leży, nie mogłabym go teraz zostawić. - Wyszeptałam.
- Dlaczego mówisz,że to przez Ciebie? - Spytała patrząc na mnie uważnie. Zacisnęłam wargi patrząc w bok i pociągnęłam nosem a do moich oczu napłynęły łzy. 
- Gdy ten samochód nadjeżdżał to...to Justin mnie odepchnął a wtedy on sam... - Mruknęłam cicho a po moim policzku spłynęła łza. Spojrzałam na twarz kobiety na której było widać smutek. Zapewne to nie jest pierwsza historia tego typu, którą słyszy. Pielęgniarka przytuliła mnie i pogładziła po głowie.
- Najwyraźniej musi Cię bardzo kochać skoro postanowił narazić swoje życie dla Twojego bezpieczeństwa. - Usłyszałam jej głos i w końcu dotarło to do mnie bardziej niż kiedykolwiek. Justin mnie kocha, na jego miejscu zrobiłabym to samo. Sama mogłabym stracić życie byleby tylko on był bezpieczny. Na tym chyba polega miłość, że zrobiliśmy wszystko dla osoby,którą kochamy. 
- Myśli pani,że z tego wyjdzie? - Po chwili spytałam cicho i podniosłam wzrok patrząc na Dinę. Kobieta kiwnęła głową z uśmiechem i złapała moją dłoń wyciągając z kieszeni swojego fartucha mały różaniec. Wierzę w Boga i to bardzo ale nie modliłam się od śmierci mojej mamy. Muszę przyznać,że byłam zła a raczej wściekła na niego,że odebrał mi najważniejszą osobę w życiu ale teraz tylko on może pomóc Justinowi. 
- Pomódlmy się za niego. - Mruknęła. Złapałam dłonie kobiety w których trzymała różaniec po czym przymknęłam oczy i zaczęłam się modlić. Nie wiem ile czasu minęło ale naprawdę od długiego czasu tak bardzo nie pragnęłam aby Bóg wysłuchał mojej modlitwy. Justin jest dobrym człowiekiem, nigdy nikogo nie skrzywdził. On nie zasługuje na taki los, nie może umrzeć. 
Westchnęłam cicho otwierając oczy i otarłam policzki pociągając nosem. 
- Dziękuję. - Mruknęłam z lekkim uśmiechem patrząc na pielęgniarkę, Dina kiwnęła głową z uśmiechem wstając i schowała różaniec do kieszeni patrząc na mnie. 
- Muszę wracać do pracy, moja przerwa własnie się skończyła. Gdybyś potrzebowała czegokolwiek to jestem w recepcji. - Kobieta pogładziła mnie po policzku po czym odeszła. Jestem jej bardzo wdzięczna za to,że poświęciła całą swoją przerwę na to aby mnie wesprzeć. Takich ludzi jak Dina na tym świecie powinno być o wiele więcej. Wyjęłam telefon z kieszeni a moim oczom ukazało się kilka nieodebranych połączeń od taty, Kate i Tylera. Przypuszczam,że dowiedzieli się już o całym zdarzeniu. Mam nadzieję,że niedługo tutaj przyjadą bo siedząc tutaj sama jestem na skraju załamania nerwowego. Zdjęłam swoją kurtkę i odłożyłam ją na fotel wybierając numer Kate.

_________________________

Hejka Wam wszystkim :) 
Jak widzicie pojawił się kolejny rozdział. 
Chciałam Wam powiedzieć,że jest mi trochę przykro z tego powodu,że coraz mnie osób czyta mojego bloga tym bardziej,że wiem,że się rozwijam a każdy rozdział jest coraz lepszy.
Jednak chciałam podziękować tym,którzy zawsze ze mną są i komentują. 
Jestem Wam bardzo wdzięczna bo pewnym sensie jest to wsparcie do dalszego pisania.
Mam nadzieję,że rozdział Wam się spodobał.

Jak myślicie...Justin przeżyję czy nie?

ask.fm/fearjbff

KOMENTUJCIE! xoxo