sobota, 24 stycznia 2015

25



*Emily's POV* 


Nie rozmawiałam z Justinem od kilku dni, próbowałam się z nim skontaktować jednak on jakby celowo nie odbierał ode mnie telefonu. Przez to wszystko czuję się przygnębiona, sytuacja w domu jest bardzo napięta a tato jest na mnie zdecydowanie bardzo zły. Całymi dniami siedzę sama w pokoju ponieważ nie chcę mu w jakiś sposób podpaść. Dzisiaj postanowiłam spotkać się z Justinem, należą mi się jakieś wyjaśnienia w sprawie jego kłótni z moim ojcem. W końcu właśnie od tego momentu ze mną nie rozmawia. Westchnęłam cicho zaciskając dłoń na pasku od torby i zagryzłam wargę idąc w stronę bloku chłopaka, weszłam do środka i szybkim krokiem weszłam na trzecie piętro znajdując się od razu pod drzwiami Justina. Ze środka dobiegała muzyka i głośna rozmowa kilku osób przez co domyśliłam się,że jest w domu. Zapukałam kilkakrotnie i zaczęłam wpatrywać się w ziemie tupiąc nogą gdy nagle przede mną stanęła dobrze znana mi blondynka. Szczerze? Bardzo zdziwiła mnie jej obecność tutaj skoro Justin powiedział,że przestanie się z nią spotykać. 
- Jest Justin? - Spytałam cicho i zagryzłam nerwowo wargę, dziewczyna odwróciła się na pięcie kiwając głową na znak abym weszła i ruszyła w stronę salonu poruszając z gracją biodrami. Rozejrzałam się po pomieszczeniu stojąc w nim zaledwie tylko jednym krokiem i spojrzałam na Justina, który wyłonił się zza ściany a na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Nie mogłam powiedzieć tego samego o Justinie, na jego twarzy bardzo dobrze widoczny był grymas. 
- Hej. - Mruknął patrząc na mnie i oparł się ramieniem o ścianę patrząc na mnie uważnie. 
- Hej. - Powiedziałam cicho patrząc w jego oczy, które w tym momencie były puste. Spuściłam wzrok zakłopotana i pociągnęłam nosem wpatrując się w swoje czarne buty, które były mokre na samych czubkach przez deszcz. 
- Chciałam z Tobą porozmawiać, nie odzywałeś się przez kilka dni. Martwiłm się - Wymamrotałam zakładając kosmyk włosów za ucho, chłopak podszedł do mnie łapiąc mnie za łokieć i pociągnął do swojej sypialni. Doskonale wiedziałam,że to jego pokój ponieważ byłam tutaj kilkakrotnie. Nic się tu nie zmieniło od mojego ostatniego pobytu, kupka nieposkładanych i zakładam,że brudnych ubrań leżała w tym samym miejscu a kilka kubków i miliony papierków leżały na biurku stojącym pod samym oknem. 
- O czym chciałaś rozmawiać?-Spytał odrzucając kawałek kołdry na bok i usiadł na skraju łózka patrząc na mnie. Tak bardzo nie potrafiłam rozszyfrować tego człowieka, nie ważne jak bardzo bym się starała nigdy mi się to nie udaje. Jeszcze przed chwilą widziałam,że był niezadowolony a teraz jego twarz jest totalnie bez wyrazu a ciało rozluźnione. Przełknęłam ślinę lustrując chłopaka wzrokiem, jego czerwona, flanelowa koszula była zapięta pod samą szyję a włosy były niestarannie ułożone co dodawało mu większego uroku. 
- O nas. - Szepnęłam przysuwając do siebie krzesło, które stało przy biurku i ściągnęłam z jego oparcia białą podkoszulkę po czym usiadłam na nim. Usłyszałam głośne westchnięcie na co zmarszczyłam brwi. I tak właśnie jest w związkach, nigdy nie wiesz co czeka Cię danego dnia. Jednego może być cudownie i romantycznie a następnego możesz zastanawiać się czy istnieje coś takiego jak Twój związek. 
- Przepraszam Emily ale zrozumiałem,że to nie ma sensu. Chciałem się do Ciebie zbliżyć, zmienić dla Ciebie ale nic z tego. Nie chcę Cie krzywdzić co nie oznacza,że nie chcę Cie już dłużej chronić. Nadal pragnę odegrać się na Luke'u jednak nasze stosunki muszą się zakończyć. - Powiedział wpatrując się w swoje dłonie, podniosłam wzrok marszcząc brwi a do moich oczu napłynęły łzy. Nie dowierzałam w to co właśnie usłyszałam, chłopak, który mówił mi kilka dni temu,że jestem dla niego najważniejsza teraz informuje mnie,że to koniec bo to nie ma sensu. Moje serce w jednej chwili złamało się na miliony kawałków, tego właśnie się bałam, stracić po raz kolejny jedną z najważniejszych osób w życiu. 
- Ale...ale jak to? - Spytałam cicho patrząc na Justina  niedowierzaniem a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Szatyn wstał wzdychając wzdychając i przeczesał swoje włosy palcami kręcąc głową. 
- Emily im mniej wyjaśnień dostaniesz tym mniej będzie Cię to boleć a ja nie chcę aby Cię to bolało, nie chcę abyś cierpiała przeze mnie... - I właśnie w tym momencie coś we mnie pękło, wstałam z krzesła a łzy leciały po moich policzkach po czym rzuciłam się na chłopaka uderzając pięściami w jego klatkę piersiową.Wszystkie mięśnie na jego ciele napięły się, Justin złapał mnie za nadgarstki patrząc na mnie uważnie Nasze czoła i przełknął ślinę. 
- Nie chcę Cię krzywdzić księżniczko. - Szepnąłem patrząc w moje oczy na co pokręciła głową szlochając. 
- Gdybyś tego nie chciał nie zostawiłbyś mnie tak na pastwę losu a właśnie to zrobiłeś. - W jego oczach ujrzałam ból, dostrzegłam,że zmagał się z tym wszystkim jednak to nie usprawiedliwia jego zachowania. Chłopak puścił moje nadgarstki odsuwając się i zacisnął szczękę. 
- Powinnaś już iść. - Mruknął a jego twarz znów nabrała kamiennego wyrazu. 
- Ale ja Cię kocham, nie możesz tak po prostu mnie zostawić, po tym wszystkim co było między nami. - Wyszlochałam. 
- Nie rozumiesz,że to wszystko nie ma sensu? Nie mamy przyszłości, to się nie uda, Emily. Jesteśmy z dwóch kompletnie innych światów. Musisz znaleźć kogoś innego, nie jestem odpowiednim partnerem. Jestem tylko dobry na chwilę, nie na całe życie. - Krzyknął marszcząc brwi i złapał się za włosy podchodząc do ściany i uderzył w nią dłonią.
 - To nie prawda Justin, wiesz o tym bardzo dobrze. - Szepnęłam kręcąc głową a kolejne łzy spłynęły po moich policzkach. 
- Idź już proszę i zapomnij o mnie, tak będzie najlepiej. - Kolejny raz pokręciłam głową zaciskając przy tym wargi i przybliżyłam się do chłopaka, byliśmy od siebie zaledwie kilka centymetrów, czułam jego zapach, który tak bardzo kochałam. 
- Odejdę tylko wtedy gdy powiesz,ze mnie nie kochasz. - Syknęłam przez zęby i otarłam policzek czekając na odpowiedź. Justin oparł się dłońmi o ścianę i spuścił głowę przymykając powieki a po chwili wypuścił powietrze. 
- Idź już. - Mruknął oschle podnosząc wzrok i odwrócił się w moją stronę chowając  dłonie do kieszeni. Spuściłam głowę wpatrując się ze smutkiem w podłogę po czym wzięłam swoją torbę i wyszłam bez słowa z mieszkania Justina. Miłość jest podstępna i nie można jej ufać, z jednej strony pragnie ona naszego szczęścia ale częściej Nas krzywdzi. Jako mała dziewczynka marzyłam o księciu z bajki, który przyjedzie na swoim koniu i zabierze mnie w magiczne miejsce gdzie będziemy szczęśliwi. Do tej pory wydawało mi się,że poznałam swojego księcia, może nie był on taki jak opisywali go w książkach ale był mój, jedyny i wyjątkowy a teraz to wszystko straciłam. Byłam głupia myśląc,że chłopak taki jak on pragnie takiej dziewczyny jak ja. Teraz rozumiem,że to co mówił tato było prawdą. Justin potrzebuje kobiety do łózka a nie wybranki serca. 
Gdy wyszłam z budynku rzuciłam swoją torbę na ziemię i kopnęłam ja krzycząc z frustracji po czym usiadłam na betonowych schodach chowając twarz w dłonie i zaczęłam szlochać. 

_________________________________________
WITAJCIE!!!!!!!! 
Znów długo mnie tutaj nie było ale już wytłumaczę dlaczego. Tego rozdziału nie dodawałam celowo, jednak muszę przyznać,że było to bardzo trudne. Gdy publikuję często, komentarzy jest coraz mniej co nie za bardzo mi odpowiada ponieważ nie wiem co mogę zmienić w tym opowiadaniu czy co nowego do niego wnieść, przez to,że nie otrzymuję Waszych opinii  nie wiem czy to opowiadanie Wam się podoba. Statystyki tak naprawdę nic mi nie mówią bo odwiedzenie bloga a przeczytanie jego zawartości to co innego. Nie chcę abyście zrozumieli mnie źle, kocham Was ponad wszystko i jesteście najlepszymi czytelnikami jednak potrzebuje Waszych komentarzy do tego aby wiedzieć czy mam dalej pisać!!!!!!!!!!! 
Tak więc postanowiłam dodać rozdział dopiero wtedy gdy będzie 30k wejść na bloga, za co serdecznie dziękuję bo to dla mnie ogromne osiągniecie. 

Wpadłam na pomysł o założeniu twittera na którym informowałabym Was o nowych rozdziałach więc jeśli jesteście zainteresowani to podawajcie swoje nazwy w komentarzach! :) 

https://twitter.com/yomybizzle

Ma nadzieje,że rozdział Wam się podoba i DO NASTĘPNEGO!! xoxo 


czwartek, 1 stycznia 2015

24



*Justin's POV* 

Zarzuciłem na siebie byle jakie ciuchy i nie minęło nawet pół godziny gdy stałem dobijając się do drzwi Emily. W dłoni ściskałem broń a moje myśli przepełniał sam gniew. Ujrzałem Toma stojącego w progu i zacząłem dyszeć ze złości po czym wszedłem do środka popychając przy tym mężczyznę na ścianę. 
-Nie możesz mi jej tak po prostu zabrać, rozumiesz?- Krzyknąłem rozwścieczony i rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu Emily, jednak nigdzie jej nie było. 
- A właśnie,że mogę. To jest moja córka a my mieliśmy umowę. - Warknął Tom popychając mnie w stronę drzwi jednak stałem twardo na nogach patrząc uważnie na ojca Em. 
- Mam w dupie tą Twoją umowę, przyszedłem po Emily czy Ci się to podoba czy nie. - Mężczyzna zaczął się śmiać na co zmarszczyłem brwi zakładając ręce na piersiach. Może i mieliśmy umowę ale była ona tylko ważna na początku, teraz ona się nie liczy. To tylko słowa rzucone na wiatr. 
-Ty myślisz,że oddam córkę kryminaliście? - Parsknął śmiechem i pokręcił głową na co zacisnąłem szczękę. Tom zaczął chodzić w kółko śmiejąc się i podrapał się po skroni po czym przystanął rozkładając ręce. 
 -Może i mieliście jakiś tam mały romansik w czasie gdy mnie nie było ale Emily nigdy nie będzie z takim jak Ty. Jesteś zwykłym palantem z grubą kartoteką, który bawi się kobietami. - Powiedział patrząc na mnie z pogardą na co spojrzałem w bok zaciskając szczękę i zrobiłem krok w stronę mężczyzny a następnie wymierzyłem mu silny cios w szczękę. Tom złapał się za bolące miejsce i zachwiał patrząc na mnie przy tym po czym splunął krwią z uśmiechem. 
- Dobry cios Bieber ale to i tak Ci nie pomoże. Możesz mnie zabić, Emi nigdy nie będzie Twoja. Spójrz prawdzie w oczy, co Ty możesz jej zaoferować? Nic. - Ponownie zamierzyłem się na mężczyznę jednak zatrzymałem rękę patrząc na niego z bólem. Otarłem swój nos o rękaw po czym wyszedłem na zewnątrz ze łzami w oczach idąc w stronę samochodu. On ma rację. Jestem zwykłym kryminalistą, który nic jej nie może dać. Nic tak naprawdę nie mam, jestem nikim a Em zasługuje na prawdziwe szczęście. Odjechałem z piskiem opon i zacząłem jechać przed siebie nie zwracając uwagi na czerwone światła i dużą prędkość. Ona jest piękna, inteligenta z ogromnymi ambicjami a ja zwykłym dzieciakiem, bez żadnych predyspozycji i do tego z biednego domu. Nie uszczęśliwię żadnej kobiety a na pewno nie uszczęśliwię Emi będąc takim frajerem. Zatrzymałem się przed sklepem monopolowym rzucając broń na siedzenie obok po czym wysiadłem z samochodu. Wróciłem po chwili  z butelką wódki z której upiłem duszkiem kilka dużych łyków. Siedziałem w samochodzie wpatrując się pusto w ulicę a następnie przeniosłem wzrok na pistolet leżący obok mnie. Może dokończyć to co zacząłem, muszę zlikwidować Luke'a, tylko w ten sposób Emi będzie bezpieczna. Przymknąłem oczy robiąc kilka głębokich wdechów po czym odjechałem powoli z parkingu i ruszyłem w kierunku klubu w którym Luke często przesiadywał ze swoimi przydupasami. 
Po chwili zatrzymałem się w ciemnej uliczce obserwując wejściu do budynku. Kręciło się tu wiele małolat, które chciały wejść do klubu. Wielu z nich zawsze się udaje ponieważ nie wyglądają one na swój wiek. Najczęściej wyglądają jak małe prostytutki a tym podpitym gnojom się to bardzo podoba. Westchnąłem ciężko wyciągając telefon z kieszeni a następnie napisałem do Trevora aby przyjechał z chłopakami za piętnaście minut. Nie mam zamiaru zrobić tu jakieś wielkiej rozróby bo nie chcę zostać   złapany jednak chcę porozmawiać z Luke'em jeśli tylko go zastanę. 
Po chwili wszedłem do środka trzymając papierosa w ustach i zaciągnąłem się rozglądając po pomieszczeniu. Klub był cały zatłoczony,w powietrzu unosił się zapach tytoniu pomieszany z alkoholem oraz innymi specyfikami a w tle było słychać jakiś bity. Kiwnąłem głową do znajomego ochroniarza po czym ruszyłem przed siebie poszukując wzrokiem Luke'a. Podszedłem do baru zamawiając piwo gdy nagle ujrzałem blondyna siedzącego ze swoimi kumplami na stałym miejscu. Uśmiechnąłem się pod nosem ściągając kaptur po czym podszedłem do loży w której zasiadali i usiadłem na krześle odwracając je oparciem w swoją stronę.
- Witam panowie. - Mruknąłem z łobuzerskim uśmiechem i napiłem się piwa. 
- Dawno się nie widzieliśmy. - Dodałem a wzrok Luke powędrował na mnie ze zdziwieniem. Chłopak uniósł brwi po czym zaśmiał się drapiąc po policzku. 
-A Ciebie co do mnie sprowadza Bieber? W końcu zrozumiałeś,że nie warto pracować z tymi debilami tylko ze mną tak jak Twój braciszek? - Zaśmiał się wyciągając z kieszeni papierosa po czym poklepał po udzie dziewczynę, która siedziała obok niego. Blondynka wstała bez słowa i odeszła od stolika przejeżdżając palcem po kolanach kilku chłopaków. Zaśmiałem się pod nosem i upiłem kolejny łyk piwa po czym pokręciłem głową z uśmiechem. 
- Mamy pewną sprawę do załatwienia i Ty już wiesz bardzo dobrze jaką. Wiesz...bardzo nie spodobało mi się jak potraktował mnie ojciec Emily po Twoim małym prezencie. - Napiłem się piwa patrząc jak na twarz Luke'a wkrada się łobuzerski uśmiech.Chłopak wzruszył ramionami z uśmiechem i oparł się na łokciach patrząc na mnie po czym westchnął. 
- Nie moja wina,że nie potrafisz utrzymać suczki przy sobie. - Spojrzałem na podłogę z uśmiechem i zacisnąłem szczękę po czym rzuciłem na chłopaka przez stół. Chłopacy siedzący obok Nas rzucili się na mnie odciągając mnie od Luke'a a wszystkie oczy w klubie były skierowane w Naszą stronę. 
- Zabiję Cię, rozumiesz? - Warknąłem próbując się wyrwać i splunąłem na podłogę marszcząc brwi. Spojrzałem Trevora stojącego obok bruneta,który mnie przytrzymywał po czym uderzył go z całej siły łokciem w twarz dzięki czemu mogłem się uwolnić. Zdarzyło się to czego obawiałem się najbardziej, wybuchła ogromna burda. Każdy zaczął się tłuc nawet bez powodu. Rzuciłem się na blondyna i zacząłem okładać go pięściami gdy nagle poczułem ogromny ból w żebrach. Spojrzałem na bolące miejsce i zauważyłem czerwoną plamę na swojej białej koszulce. Przycisnąłem dłoń  do bolącego miejsca podnosząc się z trudem i spojrzałem na dobrze zbudowanego bruneta, który patrzył na mnie z uśmiechem. Zacisnąłem zęby próbując nie zemdleć po czym usiadłem na jednej z kanap uciskając swoją ranę. W pewnym momencie rozległ się strzał sprawiając,że każdy spojrzał w stronę starszego barmana trzymającego strzelbę. 
- Spieprzać mi stąd albo każdego powystrzelam!- Warknął przeładowując ponownie broń i rozejrzał się groźnym wzrokiem. Trevor podbiegł do mnie pomagając mi wstać po czym wyszedł ze mną z klubu. 
- Trzymasz się,Stary? - Spytał obejmując mnie w pasie i podprowadził do samochodu. Pokiwałem głową przełykając ślinę i podwinąłem swoją koszulkę sykając przy tym z bólu. 
- Tyler przyjechał z Wami? - Spytałem oglądając swoją ranę na co chłopak pokręcił przecząco głową. Rana była bardzo głęboka i wylatywała z niej masa krwi przez co robiło mi się słabo na sam jej widok. To nie tak,że boję się krwi ale gdy widzę ją wypływającą z mojego ciała to po prostu mnie to odrzuca. Wypuściłem głośno powietrze podnosząc głowę i rozejrzałem się a po chwili przed oczami miałem tylko ciemność. 

_______________________________________

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!!!!!!!!
CHCIAŁAM WAM ŻYCZYĆ SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU, DUŻO ZDROWIA ORAZ SPEŁNIENIA MARZEŃ!!!!! XOXO 

Mam nadzieję,że rozdział Wam się podoba! :) 

KOMENTUJCIE!!!!!! xoxo