* Emily's POV*
-Ja o niczym nie wiem,Em. - Westchnął Tyler rozmawiając ze mną przez telefon. Przewróciłam oczami siedząc na łóżku i rozejrzałam się po pokoju w którym panował niezły bałagan. Przez ostatni czas nie mam czasu nawet na sprzątanie a to dziwne bo należę do tych osób, które mogą wstać w środku nocy tylko po to aby posprzątać.
- Znasz Justina, nie mógłby zrobić czegoś takiego. - Dodał po chwili, westchnęłam kiwając głową i wstałam z łóżka po czym podniosłam z podłogi kremowy sweter i zaczęłam go składać.
- A co jeśli...a co jeśli naprawdę coś w tym jest? No wiesz,może oni nie są tak bardzo wrogo do siebie nastawieni jak nam się wydaje. - Powiedziałam odkładając sweter na górną półkę, aby to zrobić musiałam stanąć na palcach, ponieważ mój niski wzrost nie pozwala mi na dosięganie takich szczytów.
-Nie to nie ma zupełnie sensu...Porozmawiam z Justinem, pa. - Rozłączyłam się szybko nie czekając na kontynuację chłopaka. Rozmawiałam z Tylerem przez najbliższą godzinę, chciałam się dowiedzieć czy może wie coś o tym durnowatym pomyśle mojego taty. Ale on ma rację.
Rozejrzałam się pokoju tupiąc nogą po czym podeszłam do okna i wyjrzałam a następnie pisnęłam cicho patrząc w dół.
- Dobra Emily, to nie jest tak wcale wysoko. Tylko Ci się tak wydaje, dasz radę. - Wymamrotałam zakładając swoją torbę po czym wyszłam powoli za okno trzymając się mocno barierki od balkonu. Nie mogę wyjść jak gdyby nic drzwiami ponieważ tata zorientowałby się,że idę do Justina a przecież zabroniłby tego. Złapałam się rynny przymocowanej do ściany domu i zaczęłam powoli po niej schodzić gdy nagle moja stopa ześlizgnęła się na co pisnęłam głośno.
- Słyszałeś to? - Spytał brunet o niskim głosie i rozejrzał się po pokoju marszcząc brwi.
-cholera - Mruknęłam cicho zaglądając przez okno do salonu po czym odetchnęłam widząc jak reszta kręci przecząco głowami. Po chwili zeskoczyłam na ziemię, otrzepałam swoje ubranie i poprawiłam włosy po czym wybiegłam po cichu z ogródka po czym ruszyłam w stronę przystanku autobusowego. Gdy byłam mniejsza mama zabraniała mi jeździć autobusami, twierdziła,że mogła mi się tutaj stać jakaś krzywda ale ja to bardzo lubiłam. Czasami wracałam tak z koleżankami ze szkoły nie mówiąc nic o tym rodzicom. Była to nasza tajemnica, w szczególności moja i Kate. Jej rodzice również jej tego zabraniali ale dla nas była to ogromna frajda. Nawet poznałyśmy pana kierowcę, który zawsze jeździł tego samego dnia co my. Nazywał się Thomas, kazał nam siadać na przednich siedzeniach tuż obok niego po prostu po to aby miał nas na oku gdy powiedziałyśmy mu o zakazie rodziców. Na początku się z tym zgadzał ale potem śmiał się,że małe dziewczynki mogą być aż tak zbuntowane. Podróż do szpitala zajęła mi bardzo niewiele, zaledwie kilka przecznic i byłam na miejscu. Weszłam do szpitala kurczowo zaciskając dłoń na pasku od torby. Szybkim krokiem szłam w stronę sali chłopaka gdy nagle wpadłam na znajomą pielęgniarkę.
- Och Emily. - Mruknęła Dina z szerokim uśmiechem po czym zdjęła swoje rękawiczki.
- Dzień dobry, dawno pani nie widziałam. - Powiedziałam z uśmiechem patrząc na czarnoskórą pielęgniarkę na co ta pokiwała głową i westchnęła z uśmiechem.
- Przez te kilka dni byłam na innym oddziale, inna pielęgniarka poszła na zwolnienie no i potrzebowali kogoś do pomocy. - Zachichotała patrząc na mnie po czym przejrzała karty, które trzymała w dłoni.
- Mam tutaj wyniki Justina, nie są najgorsze ale mogłyby być lepsze. Jeśli wyjdzie a wiem,że wyjdzie już niedługo to proszę przypilnuj go aby dbał o siebie. - Pokiwałam głową z uśmiechem i poprawiłam włosy zagryzając wargę.
- A wie pani może kiedy dokładnie wyjdzie? - Kobieta pokręciła głową wzdychając cicho i pogładziła mnie po ramieniu.
- Niestety nie wiem dokładnie, lekarz powiedział,że na dniach. - Na usta pielęgniarki wkradł się uśmiech, kobieta pogładziła mnie po policzku po czym odsunęła się.
- No cóż, ja już muszę iść. Do zobaczenia Emily. - Pomachałam kobiecie z uśmiechem patrząc jak odchodzi po czym weszłam do sali Justina zdejmując szalik. Rozejrzałam się po pustym pokoju i westchnęłam cicho a następnie usiadłam na łóżku machając nogami. Po chwili z łazienki znajdującej się w sali wyszedł Justin poprawiając swoje włosy i ziewając przy tym.
- Emi. - Uśmiechnął się szeroko widząc mnie i podszedł powoli do łóżka a następnie złożył pocałunek na moim czole siadając obok. Przybliżyłam się do chłopaka z uśmiechem i musnęłam czule jego usta.
- Myślałem,że zobaczymy się dopiero jutro a tu taka niespodzianka. - Zachichotał odgarniając kosmyk moich włosów z twarzy. Pokiwałam głową z uśmiechem i westchnęłam cicho łapiąc dłoń chłopaka.
- Musimy pogadać, Justin. Tak na poważnie. - Westchnęłam cicho patrząc na szatyna, po jego minie można było wywnioskować,że jest zdenerwowany. Justin kiwnął głową abym mówiła dalej patrząc na mnie uważnie na co oblizałam wargi i kontynuowałam.
- Mój tato uważa,że jesteś nie do końca szczery.- Pokręciłam głową plącząc się i odetchnęłam.
- To znaczy myśli,że Ciebie i Luke'a łącza jakieś interesy, rozumiesz? Jego koledzy wmówili mu,że możesz mi zagrażać. - Chłopak zmarszczył brwi patrząc na mnie po czym spojrzał w bok zaciskając szczękę i ścisnął przy tym delikatnie moją dłoń.
-Emi wiesz,że to nieprawda. Nienawidzę go tak bardzo jak Twój ojciec a nawet i bardziej. Nigdy w życiu nie skrzywdziłbym Cię.Oddałbym za Ciebie życie. - Wymamrotał pociągając nosem i spojrzał na mnie ze smutkiem na co pokiwałam głową i objęłam szatyna.
- Wiem Justin ale on tego nie wie i cholera...nie mam pojęcia jak to odkręcić. Nie chcę się z Tobą rozstawać dopóki on sam nie udowodni sobie,że nie miał racji. - Powiedziałam opierając czoło o głowę chłopaka. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy gdy nagle Justin powiedział mi coś, co mnie kompletnie zszokowało.
- Kilka lat temu miałem brata. Był kilka lat starszy i zajmował się złymi rzeczami. Współpracował z tym gnojem a raczej był przez niego wykorzystywany. Wpakował się w takie gówno więc aby z niego wyjść musiał przemycać dla Luke'a narkotyki. Jednak to wcale mu nie pomogło, pewnego razu Luke dał mu jakiś lewy towar,który miał dostarczyć do klienta. Koleś nie był głupi, zorientował się,że to co przywiózł mu mój brat to jakieś gówno. I właśnie w taki sposób zginął mój brat. Luke to podła gnida,która skrzywdziłaby każdego dlatego tak bardzo go nienawidzę. Chcę aby zapłacił za to co zrobił. - Mruknął i spojrzał na mnie ze smutkiem po czym pocałował moją dłoń ze łzami w oczach.
- Na samym początku owszem traktowałem tą pracę jako możliwość zemsty na nim ale nie teraz....Teraz liczy się dla mnie tylko Twoje bezpieczeństwo Em. - Mruknął cicho po czym przytulił się do mnie. Pogładziłam chłopaka patrząc na niego z troską a następnie ujęłam jego twarz w dłonie.
- Kocham Cię. - Szepnęłam patrząc na chłopaka po czym złączyłam nasze usta w czułym pocałunki. Justin położył dłoń na tyle mojej głowy całując mnie namiętnie. Jęknęłam cicho całując się z chłopakiem a po chwili oderwałam się z uśmiechem.
- Więc jest dobrze,wszystko sobie wyjaśniliśmy? - Spytał z lekkim uśmiechem i pociągnął nosem patrząc na mnie na co kiwnęłam głowa.
- Jest dobrze. -
Siedziałam z Justinem przez najbliższe dwie godziny towarzysząc mu w kolacji. A raczej musiałam wpychać mu jedzenie do ust, ponieważ stwierdził,że nie będzie jadł tego "bezsmakowego, jałowego gówna". Koniec,końcem skończyło się to tak,że musiałam iść kupić mu hamburgera. Ja wiem,że obiecałam pani Dinie,że będę się nim opiekowała w zdrowym odżywianiu, dbaniu o siebie itd ale przecież musi coś jeść. Weszłam do domu wzdychając cicho, w całym domu było ciemno oraz cicho więc stwierdziłam,że mogę spokojnie wejść drzwiami a nie wspinać się po jakiejś rynnie. Nie skończyłoby się to pewnie dobrze ponieważ nie jestem aż tak bardzo sprawna fizycznie. Usłyszałam miauczenie na co przykucnęłam z uśmiechem i podniosłam kota po czym przytuliłam go do swojej klatki. To zabawne,że nadal nie ma imienia. To znaczy praktycznie ma, stwierdziliśmy z Justinem,że nie będziemy wymyślać mu nie wiadomo jakiego imienia. "Kot" po prostu idealnie do niego pasuje.
Weszłam z moim małym przyjacielem do kuchni przytulając go do piersi po czym podeszłam do lodówki.
- Jesteś głodny pysiu, czy tata dał Ci coś do jedzenia? - Spytałam z uśmiechem drapiąc delikatnie kotka po karku. Wyjęłam z lodówki kabanosa i ugryzłam go gdy nagle usłyszałam dzwoniący telefon na co podskoczyłam przerażona.
______________________________________
WITAJCIE MOI KOCHANI!!!!
Niedawno dodawałam rozdział ale jakoś tak się stęskniłam i,że mam wenę to stwierdziłam,że coś napiszę. Tak sobie siedzą i rozmyślając, doszłam do wniosku,że w pewnym momencie to opowiadanie się skończyło i zrobiło mi się bardzo przykro. Fear stał się częścią mojego życia. Ale również i Wy.... Ale nie ma co się smucić, na razie jesteśmy razem i cieszymy się z nowych rozdziałów. Więc jak Wam się podoba? :)
SERDECZNIE ZAPRASZAM DO OGLĄDANIA ZWIASTUNA!!!
KOMENTUJCIE!!!!! xoxo
Ps. Zapraszam Was na moje drugie opowiadanie WEIRDO!
BOSKI ! CZEKAM NA NEXT ! :)
OdpowiedzUsuńSwietnie ze dodajesz tak często :) bardzo dobry rodzial
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział tylko proszę przestan pisać "pociągnął nosem", "pociągnęła nosem" oni mają wieczny katar czy co? To trochę denerwujące jak w każdym rozdziale po kilka razy pojawia się to
OdpowiedzUsuńw tym rozdziale napisałam to tylko dwa razy. przeważnie piszę to gdy są bliscy płaczu czyli w jakiś sposób chcę oddać ich odczucia, normalny człowiek też pociąga nosem gdy jest bliski płaczu. ale ok, zmienię to jeśli Wam przeszkadza :)
UsuńMi nie przeszkadza pociąganie nosem xd dla mnie te odzwierciedlenie uczuć bylo fajne. Jejku ciekawe kto zadzwonil. Czekam na next <3
OdpowiedzUsuńAchh...tego dowiemy się w następnym rozdziale kochanie, hihi xoxo
UsuńHhah mi też nie przeszkadza pociąganie nosem xd rozdział jak zawsze super ♡ Czekam na natepny i życzę weeny ;**
OdpowiedzUsuń